17 listopada 2017
Biegli instytucjonalni. Jak często zgłaszają się do nich sądy?
W niektórych procesach sędzia nie ma wyjścia i musi zlecić przygotowanie opinii instytutowi lub innej placówce naukowej, nawet jeśli jej członkowie nie figurują na liście biegłych. Jak wygląda to w liczbach i jak mają się do tego podmioty prywatne?
Jak wiadomo, jednym z problemów polskich sądów jest deficyt biegłych niektórych specjalizacji. Przede wszystkim chodzi o ekspertów z dziedziny medycyny, których ciężko jest skusić do wpisu na listę, ponieważ oferowane im stawki są zupełnie nieporównywalne do ich codziennych zarobków. Nic więc dziwnego, że sędziowie często są zmuszeni występować z takim wnioskiem do stosownego instytutu, akademii medycznej itp. Chociaż warto zaznaczyć, że taki podmiot nie ma obowiązku zlecenia przyjąć.
Tak czy inaczej, zastosowanie ma tutaj art. 193. § 1. i 2 kodeksu postępowania karnego, który mówi, że „jeżeli stwierdzenie okoliczności mających istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy wymaga wiadomości specjalnych, zasięga się opinii biegłego albo biegłych. (…) W celu wydania opinii można też zwrócić się do instytucji naukowej lub specjalistycznej”.
Podobny zapis znajdziemy oczywiście również w kodeksie postępowania cywilnego.
Placówki mają ręce pełne roboty…
Jak często polskie sądy korzystają z tzw. biegłego instytucjonalnego? Aktualnych danych uwzględniających wszystkie sądy okręgowe wprawdzie nie ma, ale wiele informacji dostarcza raport „Biegli sądowi w Polsce” przygotowany przez Helsińską Fundację Praw Człowieka.
Tendencję dobrze widać na przywołanym tam przykładzie Sądu Okręgowego w Poznaniu, gdzie pod uwagę wzięto lata 2008-2012. Opinie pracowników instytucji zewnętrznych stanowią dużą część wszystkich ekspertyz.
Placówki specjalistyczne w Polsce od lat są wprost zasypywane wnioskami z sądów. Dla przykładu, według danych uzyskanych z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji, tylko w latach 2010-2012 przygotowano tam nawet 104 tys. opinii rocznie.
- Liczba spraw, która spływa do laboratoriów policyjnych bywa tak duża, iż niekiedy czas oczekiwania, np. w przypadku opinii dotyczących pisma ręcznego, sięga około 6 miesięcy. Co i tak stanowi krótki okres zważywszy, że w przeszłości terminy te liczone były w latach. Rośnie także liczba opinii wydawanych przez Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna. W 2011 r. jego eksperci sporządzili 5670 opinii. Rok później liczba ta sięgnęła 6035 – czytamy.
Prywatny nie zawsze lepszy…
Z racji tego, że państwowe ośrodki badawcze obłożone są pracą, na rynku pojawiło się wiele podmiotów prywatnych oferujących takie usługi. Niestety, jak podkreślają m.in. niektórzy sędziowie, nie wszystkie z nich gwarantują faktycznie wysoki poziom opinii.
Najwyższa Izba Kontroli już w 2015 r. zwracała uwagę, że w momencie powołania instytucji naukowej nie określono wymogów, które musiałaby ona spełniać chociażby w kwestii zaplecza technicznego lub formy certyfikacji. Zdaniem inspektorów NIK-u, nieuregulowanie tego zagadnienia wobec nieprecyzyjnego prawa i rosnącego zapotrzebowania organów procesowych na opinie, prowadzić mogło do wątpliwych praktyk, np. podzlecania opinii. Problem ten dotyczy szczególnie właśnie prywatnych placówek, laboratoriów i biur ekspertyz, bo te w niektórych przypadkach nie mają własnego sprzętu lub stałej kadry pracowniczej.
Pomysł wprowadzenia stosownej kontroli prywatnych podmiotów od dawna pada wśród propozycji zapisów do nowej ustawy o biegłych. Jedna z nich – proponowana przez HFPR – mówiła o konieczności wpisu placówki na listę biegłych po wcześniejszym spełnieniu określonych wymogów.