08 marca 2019
Biegły sądowy na czas?
Szacuje się, że być może nawet 30 proc. spraw sądowych jest przewlekłych z powodu nieterminowo przygotowywanych opinii biegłych. Czy dyskutowany kiedyś kontrowersyjny pomysł wprowadzenia sztywnych terminów na oddanie ekspertyzy byłby tutaj skuteczną receptą?
Co powoduje przewlekłość postępowań?
Przewlekłość postępowań to jak wiadomo jeden z największych problemów, z jakimi od lat zmaga się polski wymiar sprawiedliwości. Oczywiście bardzo trudno jest ocenić, na ile wpływa na to sama jakość pracy biegłych, ale zdaniem Najwyższej Izby Kontroli, wśród najczęstszych powodów na pewno znajduje się nieprawidłowy nadzór nad terminowością sporządzania opinii przez ekspertów (dalej wymienia się nieuzasadnione okresy bezczynności w postępowaniu, które wynikają z działań prokuratora prowadzącego sprawę).
Inna kwestia, że w wielu przypadkach ma to również związek z deficytem ekspertów w niektórych specjalizacjach. Przykładowo, oczekiwania na ekspertyzy z zakresu medycyny sądowej czy rachunkowości potrafią sięgać nawet dwóch lat. Jak precyzowała w swoich raportach NIK, w latach 2013-2014 liczba spraw długotrwałych w prokuraturze wzrosła we wszystkich kategoriach postępowań od 4 do 22 proc. I na przykład w 2014 r. spraw trwających od dwóch do pięciu lat było blisko 500.
Biegli raczej przeciwni sztywnym terminom
Niektórzy przedstawiciele środowiska prawniczego od dawna postulują więc, aby ta kwestia także została rozwiązana w tak bardzo wyczekiwanej ustawie o biegłych. Ta wciąż znajduje się na etapie projektu, dlatego pojawiały się przeróżne propozycje, jak przyspieszyć proces przygotowywania opinii. Jedna z najbardziej restrykcyjnych dotyczyła określenia w przepisach sztywnego terminu przygotowania opinii.
Z takim pomysłem w 2017 r. wyszedł zespół pod kierownictwem byłego prezesa Krajowej Rady Radców Prawnych Dariusza Sałajewskiego. Jak pisała wówczas Agata Łukaszewicz na łamach dziennika „Rzeczpospolita”, propozycja dotyczyła wprowadzenia maksymalnych ustawowych terminów przedłożenia opinii przez biegłego, chociaż sąd mógłby raz taki termin wydłużyć w wyjątkowych sytuacjach. Autorzy pomysłu precyzowali, że można byłoby wprowadzić kilka terminów w zależności od stopnia trudności sprawy.
Jak łatwo domyślić się, pytani o komentarz biegli wypowiadali się o tym pomyśle raczej negatywnie. Podkreślano, że wprowadzenie terminów nie rozwiąże problemu, ponieważ wielu biegłych współpracę z sądami traktuje wyłącznie jako dodatek do swojej podstawowej pracy i nie będzie walczyło z czasem. Poza tym, zdaniem niektórych ekspertów, powodem opóźnień w większym stopniu jest to, że ustawodawca nie potrafi przyciągnąć do funkcji biegłego najlepszych fachowców z poszczególnych specjalizacji.
Jak mówił „Rz” Paweł Rybicki, prezes Fundacji Europejskie Centrum Inicjatyw w Naukach Sądowych, teoretycznie obecnie „taki termin może zakreślić sąd w postanowieniu, tylko że na niewiele to się zdaje”. Jego zdaniem, gdyby sąd zaznaczył nierealny termin, to współpraca z biegłym nie będzie się dobrze układała, ponieważ „nikt nie zmusi go do szybkiej pracy, szczególnie mając do dyspozycji oficjalne stawki”.
Czy temat „biegłych na czas” kiedyś jeszcze wróci?